wtorek, 27 października 2015

Ktoś tu jest

     Ku radości moich skromnych zasobów pieniężnych, mamy i zmaltretowanego nieregularnością organizmu rozstałam się w moją ukochaną używką- alkoholem. Okej, są jeszcze papierosy, ale te traktuję już jako nieodłączny element obiektu pożądania całej ludzkości- mojego ciała. Rozłąka z piciem trwa co prawda nieco ponad tydzień, więc w teorii nie ma się czym chwalić, ale jest to swego rodzaju wprowadzenie do tematu dzisiejszego pościka. 
Nigdy nie ukrywałam, że uwielbiam alkohol. Alkohol jest super. Alkohol łamie wewnętrzne bariery. Alkohol uaktywnia boski gen. Alkohol przy okazji niszczy życia. Cóż, nie można mieć wszystkiego. 
Dlaczego, mimo takiej namiętności, podjęłam decyzję o zakończeniu związku idealnego? Słyszeliście o paraliżu sennym? Właśnie dlatego. 

     Paraliż senny to wyk*rwiście przerażająca rzecz, choć niegroźna. Ciągnie się za mną już jakiś czas, ostatnio mocno się nasilił i wpada średnio dwa razy w tygodniu. Podczas swojej ostatniej wizyty w Płocku zmiażdżył mnie do tego stopnia, że postanowiłam coś z tym sku*wysyństwem zrobić. Zasięgnęłam rady eksperta, czyli Agatki zwanej "Agatką z Łąki", która powiedziała, że alkohol może mieć na to wpływ, no i bęc- nie piję. 

     Oczywiście zaspokoję Waszą ciekawość i opiszę, najlepiej jak potrafię, jak ten płocki paraliż wyglądał. 

     Sobota, kilka minut po 22. Wczesna pora, a ja już w łóżeczku, zmęczona kit wie czym. W pokoju obok, za cienką, działową ścianą, trwa setne pępkowe z okazji narodzin mojej spektakularnej siostrzenicy. 
Trochę czytam przed snem, starając się wygłuszyć literami donośne rozmowy o polityce, którymi cała moja rodzina serdecznie gardzi, ale czasem mają czas i miejsce. Oczy zaczynają mi się kleić, bez zrozumienia pochłaniam kolejne wyrazy, aż w końcu gubię książkowy wątek. Cofam się zatem o pięć stron i instaluję tam zakładaczkę, wk*rwiając się, że nie mam zielonego pojęcia ani pojęcia każdego innego koloru, co właśnie przeczytałam.
Odkładam literaturę, gaszę światło i z rozkoszą wtulam się w podusię. Cudowne uczucie komfortu jest wszechobecne zarówno cieleśnie jak i duchowo. Trwa całkiem długo. 

Nadal nie śpię. Cały czas słyszę żywą dyskusję z pokoju obok, choć jej nie rozumiem. Jest coraz głośniejsza i zdaje się, że mówców też przybywa. Zaczynają się przekrzykiwać. Wszystko narasta, choć poziom decybeli już dawno osiągnął maksimum. Zaczynam się bać, coś jest nie tak. 
Po chwili głosów jest już tak dużo, że nie jestem w stanie ich zliczyć. "Rozmowa" ewoluowała w ciągłe krzyki, a krzyki w histeryczny śmiech. Jestem przerażona. 
Nie mam pojęcia, czy już śpię, a to jakiś okrutny koszmar, czy to wszystko dzieje się naprawdę, bo jest tak k*rewsko odczuwalne. 
Przerażenie przechodzi w panikę. Śmiech cały czas narasta. 
Wydaje mi się, że ktoś jest w pokoju, stoi nade mną, zaraz obok łóżka. Próbuję się ruszyć. Nie mogę. 
Jest coraz głośniej, co nadal wydaje się absurdalnie niemożliwe. W pewnej chwili widzę zarys postaci, choć nie przypominam sobie otwierania oczu. Jestem pewna, że to ona się śmieje. Czuję parujące od niej czyste zło. Czuję, że chce mnie skrzywdzić. 
Nigdy w życiu nie czułam takiego lęku przed śmiercią. NIGDY. 
Jestem pewna, że umrę. Rozpaczliwie krzyczę nie otwierając ust. Dławię się uwięzionym w gardle krzykiem. 
Nagle nastaje cisza. Absolutna, k*rwa, cisza. 
Zrywam się z łóżka, serce wali mi jak szalone, nadal czuję otępiający lęk. 
Zapalam światło i przysięgam sobie, że już nigdy nie pójdę spać. 
Po nieprzytomnych trzech godzinach, które minęły mi na piciu herbatki, patrzeniu pusto w przestrzeń, czytaniu i siedzeniu bez słowa w rodzinnym gronie, zasypiam. 

     Fajnie, co? Postanowiłam leczyć się intensywniej ziołami. Póki co- ku mojemu niezaskoczeniu- zdają egzamin. 





XOXO, Kejti gerl

niedziela, 25 października 2015

Drzwi

     Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, więc zwalam wszystko na fakt, że doba jest za krótka. Nigdy nie wierzyłam w tą sentencję. Drwiłam z jednostek, które podpierają się nią niczym średnio utalentowany, rozśpiewany chłopczyk przed mutacją, który wygrywa talent show bazując na swojej smutnej życiowej historii. To oczywiście nie jego wina. Telewizja jest po prostu ch*jowa. Wracając do sedna: nie ogarniam upływającego czasu, niby cały czas coś robię, ale wiem, że to cały czas za mało. Masło maślane, ziemniaczany ziemniak. 
W związku z tym, stęskniona za Waszymi pochwałami i uwielbieniem mojego pisarskiego kunsztu, pościki będą krótsze, szybsze i skuteczniejsze. Coś na podobieństwo codziennych anegdotek, ale bez "codziennych". Czaicie?

     Anegdotka z Pieko. Gdyby miała w jakimś teleturnieju dostać kategorię, byłaby to "Ludzka głupota". 
Nie opisywałam jeszcze, jak wygląda moja brand new- o ironio- piekarnia. Jest to mocna, prostokątna konstrukcja z blachy falistej, z wielką, bardzo nieantywłamaniową szybą i mosiężnymi drzwiami, które najprawdopodobniej są kombinacją fragmentu czołgu z II Wojny Światowej i pancernego szkła. Paluszkiem ich nie otworzycie. W dużym skrócie, nie wdając się w szczegóły: oldschool pełną gębą, ale w tym gorszym wydaniu. 
Przeciętny dzień w pracy, niekończące się krojenie chleba, a w końcu długo wyczekiwany oddech i krzesło. Siedzę i delektuję się tą chwilą samotności.
Po kilku chwilach widzę przez nieantywłamaniową szybę kobietę, która przechodzi niebezpiecznie blisko piekarni. Myślę sobie, patrząc jej z daleka prosto w twarz, "nie psuj mi tego, nie wchodź do środka, nie potrzebujesz tego pieczywa" machając przy tym delikatnie dłonią w nadziei, że sztuczka Jedi w końcu odniesie sukces. G*wno, wchodzi. Wchodzi i nie zamyka za sobą tych wyk*rwiście ciężkich drzwi, a ja nienawidzę, jak ktoś ich nie zamyka, bo jest już ZIMNO, a z ogrzewaniem kiepsko. Wstaję, patrzę na nią z nieskrywaną nienawiścią, odpowiadam martwo "dzień dobry" i proszę ładnie o zamknięcie za sobą drzwi. Kobieta patrzy zdziwiona najpierw na mnie, potem na wejście/wyjście, znowu na mnie i mówi, nieco obruszona "myślałam, że same się zamkną". NO K*RWA. Z wysiłkiem i pulsującą żyłą na skroni weszła do środka i była przekonana, że w tym nieskażonym technologią miejscu drzwi będą zautomatyzowane. Powinna dostać medal. 


     Postanowiłam zaszaleć i dodawać do każdego pościka niezwiązane z nim zdjęcie, na które mam po prostu ochotę. 





     XOXO, Kejti gerl