piątek, 15 stycznia 2016

Wróżka

     Czas na krótki niczym sternik łajby "Polska" tonącej w Morzu Katolickim, świeżutki niczym włos łonowy doradcy Macierewicza i absurdalny niczym Szydło z worka pościk. Ale dałam im popalić, ja pi*rdolę. 

     Jakiś czas temu zaczęłam dokarmiać gołębie przed Pieko. Takie hobby. Wiecie, po całodniowym krojeniu chleba trochę się tych okruszków i ziaren nazbiera. Wcześniej je po prostu wyrzucałam do śmieci i tyle. Aż pewnego dnia, stojąc przed Pieko przy porannym papierosku w otoczeniu Biedronki, bloków i kup chodnikowych, stwierdziłam, że fajnie byłoby popatrzeć na coś zabawnego i prostego: WALCZĄCE O OKRUCHY GOŁĘBIE. "TAK"- pomyślałam z zachwytem. Sypnęłam żarciem 5 metrów w przód i trochę w lewo i wróciłam do środka. Po dwóch godzinach przyszedł czas na kolejnego papierosa. Wychodzę, patrzę, a tam jeden jedyny gołąb: Bartek. Trochę biały, trochę szary i cienki jak obietnice wyborcze. Biedaczek taki. Jadł sobie sam, bez kumpli, dziewczyny czy chłopaka, więc postanowiłam, że każdego dnia, gdy Bartuś zapuka do drzwi Pieko (...tak, robi to), to wyjdę z nim na wspólne śniadanko- on okruszki, ja papierosek. 
Bartek nabrał ciałka, zaczął się przyjaźnić z kilkoma innymi gołębiami i jest okazem zdrowia, szczęścia i wyższości chleba nad resztą pożywienia. 
Przyjemnie się patrzy na pławiące się w puszku z pieczywa ptaki, które mają z tego większą radochę niż dzieci lat 90. miały z Pegasusa. Tak młodzieży, Pegasusy to takie konie ze skrzydłami, które każdy miał w domu zamiast psa. Wyginęły wraz z nadejściem technologii, bo nie mogły sobie utworzyć konta na Facebooku. Nie ma rączek, są kopytka. 

     Teraz przejdę do głównej anegdotki, która mnie dnia dzisiejszego pozytywnie rozj*bała. Rzecz jasna łączy się z Bartusiem i jego ziomkami. 
Chwilę przed godz. 10 wyszłam sobie na papieroska, by przywitać się z gołębią ekipą i sypnąć im papu. Stoję, delektuję się dymem, jest cicho, spokojnie i nie aż tak zimno. Nagle unosi się gwałtowne "K*RWA!". Szukam wzrokiem jamy gębowej, która wydobyła z siebie to fenomenalne, oznaczające wszystko, słowo. Znalazłam. Pan z psem. Pan, który wygląda jak wyjątkowo trzeźwy żul i pies, a właściwie suka, która najprawdopodobniej jest przyczyną zakupienia chodnikowego, a jej właściciel nie wygląda na porządnego zbieracza gorących prezencików od swojego nieświadomego wyrządzonego zła pupila. Spotkaliśmy się z panem ocznie. Chwila ciszy. Jeszcze raz "K*RWA!" w przestrzeń. Patrzy na mnie i mówi pod wąsem coś o tym, że palę. Nagle, naprawdę BARDZO nagle, rzuca głośno: SZYBKO UMRZESZ! 
I poszedł dalej.
Wróżka? Zobaczymy. 


     A na koniec Bartuś:





XOXO, Kejti gerl

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Parszywiec, święta i usprawiedliwienia

     Cóż, kolejny srogi zastój. Wybaczcie Robaczki. Mam kilka niezłych usprawiedliwień. Jak zawsze. 

     Przede wszystkim: Pieko. Okres przedświąteczny, świąteczny i poświąteczny to najczystsza forma gnoju. Milion zamówionych ciast i drugi milion wk*rwionych klientów, którzy świąteczną aurę okazują przez szorstkie "...do widzenia" i idące za nim, ponure i nieistotne jak polska Konstytucja, "wesołych świąt". Naprawdę, k*rwa, tylko kilka jednostek posłało mi szczery, świąteczny uśmiech, bez robienia problemów rzędu: nieświeży chleb, brak kartoników czy dwie "piątki" zamiast banknotu z wizerunkiem Mieszka I, bo przecież moneta to nie pieniądz. 
Do tego wszystkiego dochodzi fakt, że jestem w blaszaku kompletnie sama, a co za tym idzie - wszystkie kary na mnie idą! Staram się jednak przyjmować wszelkie skargi na wydarzenia, na które kompletnie nie mam wpływu (piekarnia-matka nie produkuje w wigilię alternatywnych bułek), napi*erdalanie na mnie pod nosem ("...bezczelna...pewnie wegetarianka i cyklistka...") czy traktowanie mnie jak człowieka gorszego sortu (w Pieko nie ma ogrzewania, temperatura w środku to ok. 5 stopni, więc założyłam BEZPALCOWE, K*RWA, rękawiczki i dostałam silny opi*erdol od pozbawionej empatii damy w futrze z łasiczką i nieoszlifowanym kołkiem w d*pie, bo to niekulturalne i ma wyj*bane, że zimno i kostnieją palce i ogólny ch*j mrozu mi w czaszkę) z klasą i godnością. 

     Usprawiedliwienie nr 2: KOLEŻANKA Anna, która jest najcudowniejszym, nieprzewidzianym, zaskakującym zaskoczeniem. 
Chyba pojęłam w końcu, o co chodzi z tą słynną, pożądaną "chemią". Szczegółów naszej znajomości nie ujawnię, bo kilka osób może się zgorszyć, a cała reszta spłonie z zazdrości i ekstazy. Poważnie. Mogę jedynie zdradzić, jako iż i tak jestem chorym na homoseksualizm zwyrolem bez studiów, który nie zajmuje się w życiu niczym poważnym: NIESAMOWITY, NIEPORÓWNYWALNY Z INNYMI EKS(CESAMI), MIAŻDŻĄCY UMYSŁ, KRUSZĄCY DUSZĘ SEKS. Poza tą wspaniałą i teoretycznie intymną kwestią- hiper dobrze nam w swoim towarzystwie. I jesteśmy dobrymi dupeczkami. I dużo wspólnego odkrywania nas czeka. I w ogóle czad, cieszcie się razem ze mną! A jeśli zachce Wam się skomentować, to napiszcie coś miłego w stylu "Trzymam kciuki!" albo "Okropnie się cieszę! Ania jest super! Piekielnie piękna! Okrutnie śliczna wewnętrznie! No i ten dołeczek w policzku... Powodzenia dziewczęta!". Ania to czyta, więc nie róbcie przypału. 

     Usprawiedliwienie nr 3: powtarzający się brak czasu. Nie ma się nad nim co rozdrabniać, klasycznie doba jest za krótka, a lista rzeczy do zrobienia po pracy za długa.

     Dzisiaj anegdotki nie uświadczycie. Zamiast niej chciałabym złożyć gromkie "STOO LAAT STOO LAAT, NIEECH ŻYYJEE ŻYYJEE NAAAM!" Agnes. Ziomek, najlepszym określeniem naszej znajomości może być status "to skomplikowane", bo wygenerowało się wiele negatywnej energii w tym przeklętym, ubiegłym roku, ale po odcięciu tego wszystkiego wiem, że nam na sobie, jednorożcach i pokoju na świecie mocno zależy. No, głównie na sobie.
Bądź dzielna, odnoś sukcesy, ulepszaj się i brnij w absurd.
Na koniec wstawiam kilka zdjęć Twojej parszywej twarzy, żeby było zabawnie.








XOXO, Kejti gerl