poniedziałek, 26 marca 2018

Koronacja

     Jakiś mam kiepski dzień. Nie wiem, przyśniło mi się coś dziwnego i nie jestem w stanie się z nastroju tego snu wydostać. Też tak macie? Nieważne to zresztą. Acz w związku z ch*jowością świata zastanego i dnia wolnego, postanowiłam trochę dzisiaj popajacować- poleżeć w łożu, posłuchać Chopina i poczytać książkę. Tak też czyniłam, rada ze swojej fajności i zwalczenia pokusy zrobienia sobie foty z książką, zalążkiem słuchawek od iPhona, pościelą i prześlicznym kubkiem z parującą wodą z imbirem i cytryną. No niestety, taka za mnie egoistka, że się nie dzielę. O ironio... (tak naprawdę to nie zrobiłam tej foteczki, bo czytam słabą jak na media społecznościowe książkę... raz, że to żadna nowość, dwa, że zbyt popularna, trzy, że zekranizowana jakiś czas temu... Coolness: level 0.)
Po całym tym jakże relaksującym, hipsterskim czasie wzięłam prysznic oczyszczenia, ubrałam swój trendy obcisły golf i miałam fantastyczny plan spędzić z Chopinem i książką dzień cały. A tu klops. Niechybnie zajrzałam na fejsbuka czy gdzieś, przeczytałam jakiś artykuł, potem jakiś odnośnik, potem jakieś komentarze. Na polskie tematy to wszystko. Uwierzcie mi- zwątpiłam w społeczeństwo, przeszyła mnie sroga frustracja i wszystko na raz.


     Wydarzenia, które mają teraz miejsce na ojczyźnie są kiepskie. Naród podzielony, wybór odebrany... ogólnie to czarną żmiję do środka wpuścić i nasrać. Przyznaję się bez bicia, kopania czy rażenia prądem- daleko mi od patriotyzmu. Wychowałam się w Polsce, cała moja rodzina mieszka w Polsce, zdecydowana większość czasu, który przeznaczył Wszechświat na ukształtowanie mnie jako osoby, miała miejsce w Polsce. Mało tego- po mojej zacnej przygodzie na Islandii prawdopodobnie do Polski wrócę. Nie zmienia to jednak faktu, że po prostu nie czuję tego patriotyzmu. No nie czuję i już. 
Nie mam zamiaru najeżdżać tu na rząd, mimo że mam milion powodów, które skazały mnie na dobrowolną banicję (ależ ja się bawię tym językiem i tymi pojęciami, fiu fiu). Rzecz, która martwi i wk*rwia jednocześnie, to ten naród podzielony. I te usrane z Lewej i Prawej strony frazesy. Bo "moja racja jest najmojsza!". I ch*j z tego wynika, i do niczego dobrego to nie prowadzi. Politycy i aktywiści "MASAKRUJĄ" i "MIAŻDŻĄ" się nawzajem. No i co. Jak obejrzysz taki masakrujący i miażdżący filmik, to możesz powiedzieć, że on/ona ją/jego ZMASAKROWAŁ/A czy ZMIAŻDŻYŁ/A. No i co z tego wynika? Chciałabym wiedzieć, niech ktoś mnie olśni.

Nie będzie to chyba dla nikogo zaskoczeniem, że jeśli miałabym określić swoje polityczne położenie, to stałabym zdecydowanie z lewej strony. Lesbijka, niewierząca od gimnazjum, bierzmowania brak, patriotyzmu również. CZY WŁAŚNIE TO NIE JEST OBRZYDLIWE? Szufladka, którą TRZEBA sobie wybrać. Sami się do nich wrzucamy, bo w sumie to trzeba. Wszystko byłoby znośne, że określić się musisz, ale wypadałoby tolerować inne meble z innymi szufladkami. Rozumiem, że nie zgadzasz się z ich dizajnem i funkcjonalnością, a wygląd  gryzie Cię nieco w oczy. Ty pewnie też tę szafę w gałki gryziesz.  Ale szafa szafie równa, przeznaczenie ma to samo. Przeznaczeniem społeczeństwa jest to, że tworzy naród. Naród to LUDZIE, nie kawałek gleby i historia o walecznych przodkach czy o tym, jak bardzo mieliśmy jeszcze niedawno przej*bane.


Nawet nie jestem pewna, do czego zmierzam z tym wszystkim. Wiem natomiast, że dzieje się źle. Ludzie sprzeczają się ze sobą w sposób obrzydliwy, obrażają się nawzajem bez wyraźnej przyczyny. Bo przecież po długim wyklepaniu całkiem sensownej odpowiedzi na lewacki komentarz trzeba na koniec dorzucić, że "lewackie ścierwo". A to ścierwo lewackie jak odpowie, to musi dodać, że "j*bane katole". Tak długo to sobie powtarzacie w kółko, że nawet jeśli nie utożsamialiście się wcześniej ze ścierwem (brawo) czy j*ebanym katolem (brawo), to teraz już te cudowne określenia tak bardzo wyryły się w waszych czaszkach, że chcąc nie chcąc- staliście się lewackim ścierwem i j*banymi katolami. A nie moglibyście po prostu być ludźmi z poglądami bardziej liberalnymi lub bardziej konserwatywnymi? Krytykować, owszem, ale konkrety, a nie ogół? Naprawdę, trzeba jechać w przestrzeni internetu po nieznajomych człowiekach, nie znając absolutnie ich życiowego położenia, tego, co ich ukształtowało, żeby udowodnić swoje racje i bronić swoich poglądów? Nie wiem, może za to się zbiera jakieś punkty i dostaje darmowe hot-dogi na Orlenie w niedzielę bez handlu, a ja taka nieświadoma i nie korzystam.
I widzicie, media są w tym wszystkim niesamowite i robią niezieeemską robotę. Ciężko stwierdzić, co oglądać, a co przełączyć i przekląć na wieki. I jedni i drudzy jednakowoż ukochali sobie słowo "feministki". To tak, jak kilka lat temu in USA- "terroryści". IT'S SOME KIND OF MAGIC
 słuchajcie. Nagle feministki stają się złem, feminizm jest faux-pas, feminizm huczy zewsząd. Przeciętne matki-polki komentują na jotubie, że one próbowały się dogadać kiedyś z feministką i się nie dało. Cholera no. To ten feminizm jakiś p*jebany. Co on tym kobietom tak właściwie dał, że dumnie o nim mówią i chełpią się przynależnością? No k*rwa nie wiem, MOŻE RÓWNIEJSZE PRAWA? Może fakt, że gdyby nie feminizm, to by tego jotuba nie oglądały, bo nie wiedziałyby, jak działa internet? Jakieś niepoważne te feministki, doprawdy, skąd to się w ogóle wzięło, przecież kobietom jest teraz dobrze i cudownie. O kurcze, czekaj czekaj... czy to nie przypadkiem przez FEMINIZM? Oh, przeklęta historia.

Po feminizmie nie powinno się cisnąć. "Feministka" nie powinna być obrazą, nie powinna być kojarzona z popierd*lonymi jednostkami, które tępią na każdym kroku mężczyzn. Bo nie o to w tym chodzi. Niestety, większość nie rozumie, dlatego tak to wszystko wygląda. Wysoka piątka dla czwartej władzy.
     Podsumowując: nie mam czego podsumować. Tak sobie napisałam, nic odkrywczego jak na mój gust. Podzieliłam się po prostu swoją racją. Moja racja, należy mi się koronacja. Elo.






XOXO, Kejti gerl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz