poniedziałek, 20 listopada 2017

Rzeczy teraźniejsze

     Witam najserdeczniej z pozycji parteru, bo kłaniam się najniżej. Minęło TROCHĘ czasu, zmieniło się wiele, ale zgadnijcie co? Kejti nadal dużo reflektuje i postanowiła- bez obietnicy regularności- wrócić do tego śmiesznego zajęcia. Powracam zatem do bycia człowiekiem-orkiestrą i łapania się wszystkiego po trochu. Kto wie, może to jednak nie fotografia, a -często brutalna, niesmaczna acz prawdziwa- interpretacja otaczającej mnie rzeczywistości zapewni mi wieczną chwałę, splendor, kilogramy czystego złota i bycie wymarzoną celebrytką. Nigdy nie wiesz.
     "Rzeczy podstawowe" to dziewiczy post na tym popularnym blogu. Należałoby stworzyć coś podobnego, osadzonego bardziej w teraźniejszości, żebyście mieli zarys mojej obecnej życiowej sytuacji. Niechże będą to "Rzeczy teraźniejsze", w których poszlakowo wypiszę, co jest co a co nie jest. Yup.

     Mieszkam na Islandii. Zawsze myślałam, że to moje "miejsce matka", moje miejsce na naszej wspaniałej i konsekwentnie przez nas ubijanej planecie, mój wewnętrzny niezwiązany z rodziną dom. I co? Nadal tak myślę i tak po prostu jest.
Uwielbiam ten kraj za wszystko, uwielbiam Islandczyków, uwielbiam to zimno. Kocham swego rodzaju łatwość życia i absolutnie nie mam tu na myśli tego, że pracując za najniższą krajową jesteś w stanie prowadzić ludzki tryb życia. Jest mi tu po prostu lekko i bezpiecznie mimo cotygodniowych wiadomości o zwiększonej aktywności a to najwyższego, a to największego, a to najbardziej ludobójczego wulkanu. Jakoś to przecież będzie, jak już wybuchnie. Ekki stres!

Najbardziej rzetelnym dowodem na moją znośną lekkość bytu jest fakt, że nie dokuczają mi już senne paraliże. Czasem tylko jakiś się skapnie.
Wszystko fajnie, ale żeby nie było zbyt kolorowo, jest jeden minus. Wynajem mieszkania na Islandii, czyli problem-legenda. Opiszę to szerzej pewnego dnia, bo nie czuję się jeszcze wystarczająco mocna w rozprowadzaniu słownej nienawiści. Odzwyczaiłam się, no.

     Jestem zakochana i wiem, że to tak na całe życie. Wspaniałe uczucie.

     W końcu zajmuję się fotografią jak należy, choć cały czas brakuje mi nieco samodyscypliny i zamiast zrobić coś związanego z tą cudowną dziedziną sztuki, wolę leżeć w łóżku z paczką chipsów i coś oglądać. Znacie to uczucie.

     Nie mam włosów. Od marca tego roku nie mam włosów.

     Mam iPhone'a! BOGACTWO, ISLANDZKIE BOGACTWO.

     Mam za mało czasu na wszystko. Czas za szybko leci.


     Jest jeszcze milion innych rzeczy, jest jeszcze milion innych opowieści i postaram się z Wami nimi dzielić. To taki próbny powrotny pościk, jestem po prostu ciekawa, czy ktoś to jeszcze będzie czytał, czy w związku z erą obrazkową powinnam zrobić temu wszystkiemu zdjęcie i wstawić to w jotpegach.




XOXO, Kejti gerl

2 komentarze: