sobota, 29 lutego 2020

Neurologopedia

Będzie o tym: jak właściwie wyglądają zajęcia logopedyczne. Zapewne zdajecie sobie sprawę, że po wylewie moje mięśnie odpowiadające za mowę również dostały po d*pie. Stąd też moje cudowne logopedki, które- oczywiście jak to ja- kocham. O nich już było, dlatego teraz postaram się Wam przybliżyć cóż na zajęciach logopedycznych tak właściwie wyczyniam. Skupiają się one bowiem nie tylko na mówieniu, ale też na oddychaniu. Zaskoczę Was i zacznę od początku przykładowych zajęć. Zaczynamy od szybkiego masażu w okolicach ust i szyi. Jest jeszcze masaż w środku jamy ustnej- policzki, język, podniebienie- który łaskocze jak cholera. Później przeważnie szeroko otwieram i zamykam buzię. Następnie jak najdłużej "ciągnę" samogłoski (AAAAAAAA, EEEEEEEE, IIIIIIIIIII, OOOOOOOOO, YYYYYYYY), a czasem pani Winogrono jednocześnie ręcznie wibruje mi krtań. To taka rozgrzewka. Ach zapomniałam o naprzemiennym uśmiechaniu się i robieniu dzióbka w międzyczasie. Później liczenie do 10 na jednym wydechu/wszystkie dni tygodnia na jednym wydechu/miesiące na jednym wydechu- to trudniejsze niż się wydaje! Dodam, że musi być głośno i wyraźnie! Potem różne wyliczanki i zdania- oczywiście na jednym wydechu np. "Idzie kominiarz po drabinie, fiku-miku już w kominie", "Tańcowały dwa Michały- jeden duży, drugi mały". "Siała baba mak nie wiedziała jak.", "Jak pan jedzie po obiedzie wypadają z beczki śledzie."(mój faworyt!). Na koniem czytam na głos, z zachowaniem interpunkcji i intonacji rozmaite artykuły z internetów. Aw międzyczasie piję kawkę, wypytuję o życie prywatne, dowcipkuję i wcinam kalarepę/marchewkę (ćwiczenie mięśni). Wydaje się, że nic takiego nie robię, ale po zajęciach jestem wymęczona!                                                                 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz