środa, 8 lipca 2015

Zwrociki

     Tańczę, jak mi zagracie, więc proszę bardzo: zwrot towaru zakupionego w internetowym sex shopie. Wydaje mi się, że możecie się zawieść, bo nie będzie to szalenie długi wpis i nie pojawi się wątek z morderstwem za pomocą podwójnego dilda w tle. Chociaż to niezła historia na książkę... przemyślę to. 
..."KILLDO". Ooo i już widzę te reklamy... "A czy TY zdążysz zakryć wszystkie otwory?". Nieważne.

     Zwroty. Nie ma w tym na dobrą sprawę nic spektakularnego. 

Klientka X kupuje wibrator za 12zł., wysyłamy, ona otwiera paczkę, po czym stwierdza, że jednak nieprzyjemnie byłoby sobie dogadzać zieloną pomadką wykonaną z najgorszej jakości plastikowego tworzywa, której zapach przenosi Cię do chińskiej fabryki, gdzie średnia wieku pracowników wynosi 9 lat. Temu wszystkiemu towarzyszy oczywiście mailowe lub telefoniczne oburzenie, że towar jest do d*py. Na co powinnam odpowiadać, że zabawka jest uniwersalna i jak najbardziej można nią stymulować odbyt. 
Klienci X byli okej, bo nawet, jeśli trochę się czymś pobawili, to nie było tego widać i czuć. 
Klienci Y to inna historia. Tanie wibratory, drogie wibratory- nie ma znaczenia, bo na każdym z nich włosy łonowe i niezidentyfikowane zaschnięte substancje były mocno obrzydliwe. Dmuchane lalki z dodatkową dziurą nieprzewidzianą przez producenta też się zdarzały. 
I co, przychodzi taki smaczny zwrocik z karteczką, że wibrator nie działa, więc musisz wziąć do w rączki i sprawdzić. Sprawdzasz i okazuje się, że wszystko wibruje jak należy. Mniam. 

     I co się z tym wszystkim potem dzieje? Znacie te magiczne promocje typu "KOŃCÓWKA KOLEKCJI!!!"? Proszę bardzo.
Nie no, żartuję, gadżety lecą do wielkiego pudła i odsyła się je do producentów. Ale oni już zapewne robią jakieś promki.

XOXO, Kejti gerl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz